Uroczystości odpustowe w parafii
Jezus nazwał Natanaela „prawdziwym Izraelitą, w którym nie ma podstępu”, a Natanael
stał się jednym z tych uczniów Nauczyciela z Nazaretu, którzy zdolni byli do największych
poświęceń, nawet do poświęcenia własnego życia. Ta prawda po raz kolejny rozważana jest
w dniu parafialnego odpustu, który wynika z naszej wiary w świętych obcowanie i z naszego
przywiązania do miejsca, któremu patronuje święty Bartłomiej. Niektórzy chcą upatrywać
w uroczystościach odpustowych, w barwnych procesjach i przykościelnych gwarnych
straganach, reliktów ludowej pobożności. Reliktów interesujących i godnych pielęgnowania,
takich, które warto zobaczyć, odnotować i udokumentować jako regionalną ciekawostkę. Dla
ludzi wierzących odpust jest czymś znacznie więcej. Starannie przygotowywaliśmy się na
ten dzień, czego dowodem był spora lista grup i osób, którym podczas niedzielnych ogłoszeń
dziękował Ksiądz Proboszcz. Trzeba było bowiem, jak co roku, przygotować kościół i
obejście, wyczyścić świeczniki, skosić trawę, przygotować chór parafialny, służbę liturgiczną,
poczty sztandarowe, zaprosić orkiestrę, zadbać o wystrój kościoła i przede wszystkim o
duchowe przygotowanie parafian.
Kulminacyjnym momentem była, oczywiście suma odpustowa, ale podczas każdej Mszy św. parafianie i goście z pewnością odczuwali odświętność i niezwykłość tego dnia. Począwszy od pięknego i gustownego wystroju świątyni, a skończywszy na gwarnych i tłumnie odwiedzanych straganach. O istocie przeżyć, które powinny towarzyszyć parafianom Hażlacha, mówił gwardian cieszyńskich franciszkanów – Ojciec Wit Chlondowski, który zaczął swoje bardzo przejmujące kazanie od pytania: „Czy jesteś dumny ze swojego miejsca zamieszkania?” Potem poprowadził nasze myśli w kierunku rzeczy najważniejszych – zawierzenia Chrystusowi, powierzenia Mu naszych radości i trosk, umiejętności odczytywania tego, co On nam mówi - i poprzez Słowo, i znaki. Dopełnieniem kazania była spontaniczna modlitwa zawierzenia, a chwilę później pieśń śpiewana przez chór, w której powtarzały się słowa: „Jezu, Ty jesteś tu naprawdę”. Wsłuchującym się w nie wszystko, co dokonywało się tego dnia, musiało wydać się czymś znacznie więcej, niż tylko reliktem odwiecznych ludowych obrzędów. Procesja, która, jak co roku, przeszła wokół kościoła, jest tą samą, w której uczestniczyła nasz babcia, prababcia, dziadek.. Teraz poszliśmy my – poszliśmy wyrazić, że nasza tu obecność wynika nie tylko z chęci kultywowania tradycji, ale z wiary. I wówczas możemy mieć pewność, że w tej samej procesji pójdą nasze dzieci, wnuki, prawnuki.A oto, jak procesję odpustową w lipeckiej parafii opisywał w „Chłopach” laureat Nagrody Nobla – W. S. Reymont.
Zadzwoniły dzwony, śpiew buchnął ze wszystkich gardzieli i bił jaże kajś ku słońcu, mocny,
ogromny, serdeczny, a procesja opływała z wolna białe, rozpalone mury kościoła kiej ta
rzeka wezbrana. Czerwony baldach płynął na przedzie, cały w dymach kadzielnych, że jeno
chwilami błyskała złota monstrancja, migotały rzędy świateł, rozwinięte chorągwie niby
ptactwo łopotało nad mrowiem głów, chwiały się obrazy przystrojone w tiule a wstęgi, i biły
radośnie dzwony, i grzmiały organy, a naród śpiewał z uniesieniem, całym sercem i wszystką
duszą tęskliwą wynosił się kajś jaże w niebiosy, jaże ku temu słońcu przenajświętszemu.
(W. S. Reymont: Chłopi)
To tekst z początku XX wieku, chociaż zmienił się język i styl opisu, hażlaską procesję można odpisać podobnie, bo jej istota pozostaje przecież niezmienna i trwała.
Joanna Jurgała-Jureczka